Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom II.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

xiążki, ogród mój, kwiatki. — Jeśli o kim to o nich powiedziéć można — ils sont d’un commerce sur. Prawda, uwiędnie czasem kwiatek, nie przyjmie się drzewo, znudzi xiążka — ale cóż nie więdnie i co nie nudzi?
Alfred, który gryzł gałkę złoconą swojéj laski, odezwał się z uśmiéchem —
— Jeśli pani niéma przyjaciół nad xiążki i kwiatki, to chyba dla tego, że niechce.
Pułkownikowa spuściła oczy, widocznie bała się Alfreda i ile razy przypomniała sobie bytność jego, traciła swobodę, lękała się ust otworzyć. Tak i teraz się stało, odwróciła się i podała Album Hrabinie, a Stasia po cichu prosiła aby zagrał na fortepianie.
— Dawno nie grałem, odezwał się Staś — zapomniałem wszystkiego, u wuja nawet niémam fortepianu —
— Jakże mi pana żal, odpowiedziała szybko Pułkownikowa podnosząc oczy na niego — Ja umiem czuć, co to jest niemiéć fortepianu — Gdyby się godziło być natrętną przy piérwszém prawie poznaniu, ofiarowała-