Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

solenizanta. Dwa małe stoliki po bokach, mieściły poufałych gości i tak zwany dawniéj szary koniec, teraz odcięty zupełnie i odosobniony. — Przy jednym z tych stolików, ulokowali się panowie, mający zamiar nie żenowania się w rozmowie i częstowania kieliszkami — Stasia posadzono między panną Marszałkówną Adelaidą, a Hrabiną — Nieprzyjemne sąsiedztwo pierwszéj, wynagradzało sowicie drugie. O piérwsze téż niebyło się co troszczyć, bo pretendent Marszałkównéj, suchy Xiąże, zapomniawszy o jedzeniu, stanął zaraz za jéj krzesłem i całkiem zajął się nią. Staś obrócił się do Hrabinéj —
— Jakże się panu towarzystwo nasze podoba? spytała go.
— Tak mało go znam jeszcze — odpowiedział Staś — a bez pochlébstwa, widzę tylko Panią —
— Bardzoś pan grzeczny —
— O! tylko szczéry! — Ze wszystkich kobiét, jedną tylko panią widziałem —
Mille grâces — Wszakże pan znasz, część naszych gości?
— Prawie nikogo —