Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padkiem; Marszałek który chodził za jego oczyma, dostrzegł tego.
— Nic nowego podobno, niémam tutaj rzekł, nic — Znane! znane!
Teraz Staś zaczął się przypatrywać — Marszałek podbiegł ku niemu, niemógł wytrzymać i zaczął tłumaczyć.
— To jest angielski sztych, Tipo Saiba, nieszczęśliwego, Tipo-Saiba, pan wié historją Tipo-Saiba?
— Wiém ją —
— Otóż to śmierć jego — to ostatnia bitwa — a tu.
Przerwał służący, który wszedł w nowéj liberij i cóś szeptał do ucha gospodarzowi. —
— Zapnij się, mruknął Marszałek —
Służący się zapiął i poszedł.
— To są olejne obrazy, kończył opowiadanie amfitrjon — olejne kosztowne oryginały. Ten wyobraża Wniebowzięcie, oryginał Rabrandta.
— Rembrandta? spytał Staś —
— Tak Rabranta panie! Znawcy to niezmiernie chwalą i ja chwalę — ale znajduję dodał, że ten Rabrant, miał zły zwy-