Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Julja wpadała niekiedy w czarodziejski świat wyższy, który jéj się uśmiéchał i znowu wracała do cichego, ubogiego rodzicielskiego domu. Z wyobraźnią niepohamowaną, z rozdrażnioném sercem, niepospolicie piękna, dowcipna, śmiała, wkrótce stała się głośną na tym świecie, którego pragnęła — Żaden bal niebył bez niéj świetnym, żadna zabawa zabawną, wszędzie dla niéj zapraszano rodziców i Julia uroiła sobie wielką, szczęśliwą, przecudownie strojną w drogie kamienie i kwiaty, przyszłość. — Jak roić niémiała? — widziała przed sobą na kolanach tylu młodych najlepiéj wychowanych, najpiękniéjszych imion, największych majątków, ludzi. — Zdało jéj się, że wybrać będzie mogła takiego, który wszystkie życzenia serca, marzenia głowy, szalone nadzieje uiści. Czekała, patrzała, szukała. A tymczasem snuły się przed nią, jedna po drugiéj, postacie, z których żadna nie odpowiadała jeszcze marzeniu, ideałowi. Temu brakło majątku (choć młoda, już Julia pojęła znaczenie majątku i stosunek jego do szczęścia) temu imienia i dobréj sławy, temu uczucia i serca, temu głowy. Czekała, pa-