Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a choć jéj czytać nie mogła — myśli bez końca podróżowały przez głowę, poruszały sercem, mięszały, niespokoiły. — Myślała jak zawsze o swojéj młodości, któréj tak bardzo, tak bardzo żal jéj było. W istocie miała czego żałować, stracona młodość jest dobro nieodzyskane nieopłacone, ale pytam się, któraż to młodość niestracona? któż powié, że jéj użył jak się spodziéwał, że go nie zawiodły nadzieje. Nikt podobno — każdy tyle marzy, tyle wygląda, tak bosko ubiéra sobie czarowny maj życia, że gdy przyjdzie, gdy przejdzie, gdy się spożyje, porównawszy marzenie swoje z życiem, powié z westchnieniem — Stracona młodość, stracona! I Hrabina to powtarzała — Stracona — Przebiegała wejrzeniem całe życie od wyjścia na świat, i brzydziła się niém, bo całe było fałszem i czczością.
Ona była córką nie majętnych, ale pięknego imienia ludzi, ludzi co jednak o piękném imieniu swojém zapomnieli już byli. Stosunki ich ze światem przyjmującym ich zawsze, jako dobrze wychowanych i dobrze urodzonych, choć niebogatych, przypominały tylko, dawną, zapomnianą świetność familij.—