Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Tom I.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jaszka prośić w swaty. No, no, któż tu jest tak dystyngwowany, miły, piękny, bogaty?
— O! mnóstwo domów, mnóstwo osób!
— Wybornie! zawołał Staś zacierając ręce, a wesołych koleżków znajdę?
— Nie długo będziesz tęsknił za niémi — ja ledwie się ich nastręczającéj przyjaźni obegnać mogę.  —
— A! ja tak serdecznie wyciągnę do nich ręce!
— Pan August znowu po cichu szydersko się uśmiéchał.
— Biédny, a wiész ty co to przyjaźń młodzieży, to współka tylko do swawoli, na któréj gdy traci twój przyjaciel; opuszcza cię. Szukają w niéj korzyści tylko, przyjemności nie serca. A potém
— No, to potém się śmieją z przyjaciół przyjaciele, rzucają ich, zdradzają etc. etc. Stare rzeczy. Znajome! znajome! nic nowego! A te kilka chwil przeżytych wesoło, jak wujaszek powiada, nieopatrznie, zawsze w zysku zostają. — Dobre i to, zwłaszcza