Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niewiém — nie mogę sądzić. —
— Czy można u niego co urwać?
— Wątpię.
Ogromny bakembardzista, wlepił oczy w Stasia, chcąc w nim sympatją wzbudzić.
— O! czasy, rzekł, czasy! (wypiwszy miętówkę —) nikt nie chce przyjść w pomoc prawdziwym talentom.
— To prawda, zawołał wpadający w téj chwili Szatan, który na prawo i lewo ściskał wszystkich za ręce. Ot naprzykład, szanowny nasz Serapion — (wskazał bakembardzistę) ma prawdziwy talent trwonienia piéniędzy, a nikt tego talentu wspiérać nie myśli.
— Żartowniś! Mam przecie i inne talenta!
— Tak! grasz doskonale w billard. —
— A literatura?
— A literat jesteś, jak ja astronom — kochanku. Póki będziesz na swój literacki ta-