Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ciekaważ rzecz, rzekł cicho Szambellan do Koralij, co może napisać, taki młokos jak oto. (Ruszył ze wzgardą ramiony) Ja bym go odesłał do czwartéj Klassy — Świat do góry nogami.
— Cicho Szambellanie — spiritus flat ubi vult, odpowiedziała Koralja.
Szambellan oczy wytrzészczył i nic już nie odpowiedział, uśmiéchał się tylko do przyjaciela swego — sufitu.
Młody poeta, z wielką deklamacij przesadą, z krzykiem, wywracaniem oczów konwulsyjném, z jestami, odczytał odę do rozpaczy, z któréj połowa się śmiała pocichu, połowa jéj nie słuchała; a wszyscy krewni Szambellana, klaskali gdy skończył, frenetycznie. — Jedna Anna, z litością, ze łzami poglądała na poetę, — gdy jéj spytano o zdanie.
— Biédne dziecko, odpowiedziała — Straciło rozum, żal mi go serdecznie.