Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic panie — płakała — żegnała się tylko, była chora.
— Z kim, jakiémi końmi wyjechała?
— Najętémi.
Szybko rzucił kilka słów na papiér i oddał słudze.
— Pan August jest niedaleko. niech siądzie na koń ktokolwiek i śpieszy po niego.
Stanisław sam dać sobie rady nieumiał, potrzebował się oprzéć o kogoś, wysłał więc po wuja, będąc pewien że ten go nieopuści.
Męczyło go opustoszenie domu, głuche milczenie do koła, i wyniósł się do ogrodu, do altany, gdzie rzuciwszy na łóżko, uczuł dreszcz, gorączkę, i chwytającą go za mózg, za piérsi chorobę, która jako następstwo przeszłego życia i teraźniéjszych cierpień, przychodziła.
O mary gorączkowe! o fantazmata snu chorych! kto was odmaluje, kto dziwaczne plątaniny myśli, obrazów, postaci, barw,