Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wracam do nich, oni mnie przyjmą jeszcze, przyjmą biédną wdowę. Ja im nie powiém żeś mnie opuścił, porzucił, ja im powiém, żeś umarł, niech cię nie przeklinają, niech płaczą nad tobą — Bądź zdrów na zawsze Stanisławie — a jeśli możesz, wspomnij o mnie, choćby przy inszéj szczęśliwszéj, aniołek nasz niech modli się za ciebie do Boga — Bądź szczęśliwy!“
Długo oczom swoim niewierząc, czytał i odczytywał Stanisław — Co uczuł, wyrazić trudno, uczucia jego tak były pomięszane, że ani ón z nich, ani kto inny mógł by był zdać sprawę — Dziwne myśli pędziły jedna za drugą po głowie.
— Kiedy wyjechała pani, kiedy wyjechała? spytał żywo sługi.
— Dwa dni temu.
— W którą stronę?
— Niewiém panie.
— Co mówiła odjeżdżając?