Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Naprzód jeśli ci się da porzucić — dołożył Tymek, jeśli za tobą nie pojedzie z matką i kochanémi braćmi w pogoń — powtóre, jeśli będziesz miał odwagę porzucić Karusię! pomyśl Karusię!
I Tymek śmiał się rozkładając na kanapie.
— Dokądże się wybiérasz? spytał.
— Na wieczór do Jacka.
— O! to ty już grasz?
— Trochę — dołożył Staś cicho i nieco ze wstydem.
— Wprawdzie jest to bardzo uczciwe towarzystwo i dobra kompanija, mówił Tymek, ale gra szalona, trzeba jak ci panowie wozić, po kilkadziesiąc tysięcy czerwonych złotych w szkatułce, aby śmiało do stolika usiąść.
— Jestem wygrany!
— Kto może powiedzić że wygrany, póki gra? spytał Tymek, i nie pijany póki pije?
— Mam szczęście —
— Nie zazdroszczę ci go wcale — Nie bę-