Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/063

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niéma już w sercu, w obyczajach, w podadaniach poezij — jest jakiś bękarci połysk, nie prawéj oświatki.
Mieszczanin wié po troszę wszystkiego, a nie zna nic dostatecznie, bąka o wszystkiem, chce za rozumnego uchodzić, a głupszy jest od chłopka którym gardzi, dla tego, że ma na chwilę, kupione z tandety wytarte odzienie, nie sukmanę! O! wolałżeby każdy poetycznéj sukmanki wieśniaka, czerwonego pasa i piórka za czapkę baranią; od wyszarzanéj, ciasnéj granatowéj taratalki, od starego fraka z żółtemi guzikami, którémi się czwani w niedzielę, cały tydzień w fartuchu, w pantoflach, zgarbiony, nie umyty, nie uczesany, nad warstatem siedzący rzemieślnik. Jak z ubiorem, tak właśnie z oświatą — jedno maluje doskonale drugie. — Sukmana ta nie wiadomości, to pradziadowska z wełny własnych owiéc uszyta suknia, dla niego, krojem jaki mu przystał, jaki mu miły, w jakim mu pięknie; frak mieszczanina,