Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w słowo to samo, mówiło mi dziś pięciu panów.
— I ty ich, ze mną porównywać możesz!
— Aboż pan co? spytała naiwnie dziewczyna.
Staś osłupiał. Zmiłuj że się — ja cię szczérze, ja cię kocham całém sercem, ja nie żartuję, ja cię z tego stanu wyprowadzę.
— O! bardzoż dziękuję!
— Jakto?
— A w śliczny byś mnie pan stan wprowadził!
Staś znowu zmięszał się zupełnie.
— Tyś uboga — ja ci dam wygody, dostatki, ubiory —
— A na długo?
— Na zawsze.
— O! gdybym ci też uwierzyła drogi panie, cóż mi za zawsze zaręczy?
— Moje słowo — przysięga nawet, wołał Staś zapalając się.
— Pan żonaty? spytała dziewczyna.