Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Figlarna dziewczyna, pobiegła podskakując do kipiącego samowara. Staś pochwycił ją za rękę. Poczekaj, zawołał — na wszystko cię zaklinam, poczekaj — dwa słowa.
— Już powiedziałeś ich pan tyle.
— Więc jeszcze kilka moja droga Karasiu. Ty mi taki nie zechcesz nigdy uwierzyć że ja ciebie kocham, doprawdy kocham, serdecznie, szczérze.
— I statecznie! dodała śmiejąc się do rozpuku — a jak statecznie? Wiele dni, godzin wiele.
— Choćby życie.
— A! panie, nie obiecuj tak wiele, bo uwierzyć nie potrafię. Ale herbata się przegotuje —
— Niech ją licho porwie.
— A! byleby nie z samowarem i imbryczkiem.
— Nielitościwa, odpowiész mi czy nie — Ja ci mówię że cię kocham.
— Wié pan, zawołała Karusia — słowo