bez celu. Obwinął się w płaszcz, nacisnął kapelusz, zwrócił w stronę Nowego Świata, i powoli nie wiedząc dokąd postępował. A oczyma, tak, bez celu, błądził po mieście, szukając czegoś, o czém nie wiedział co było.
Na lewo przez otwarte okno, mimo chłodu i wiatru, wyglądała sparta na krawędzi, kobiéta. Nie widząc twarzy łatwo poznać po nachyleniu, po postawie, że była smutna. Staś spójrzał na nią — To Natalja — ale czegóż smutna jeszcze? Ona go poznała i szybko ustąpiła z okna zatrzaskując je za sobą, jakby się wstydziła że ją tak zastał, na gorących i widocznych myślach, jakby się bała aby ich nie odgadł.
Szedł daléj. Jakiś głos znajomy przywitał go z cicha — Odwrócił się — Leonard szedł z siostrą i bratem na przechadzkę. Wszystko troje mieli na twarzach, tę powagę ludzi do rozrywek nieprzywykłych, co używają ich, z pewną bojaźnią, póki nie dojdą do szału i zapomnienia na siebie.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/215
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/0/04/PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Latarnia_czarnoxi%C4%99zka_Oddzia%C5%82_II_Tom_II.djvu/page215-588px-PL_J%C3%B3zef_Ignacy_Kraszewski-Latarnia_czarnoxi%C4%99zka_Oddzia%C5%82_II_Tom_II.djvu.jpg)