Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Alboż nie wiész! Wstydź się człowiecze! wstydź się. To przecie autorka tylu bezimiennych powieści dla dzieci, tylu moralnych i najlepszych intencij poezij, bajek, tylu opowiadań dla ludu, dla sług.
— A! a! Więc zapewne zimna jakaś, zamarynowana w swéj moralności marmontelowskiéj kobiéta —
— Mylisz się duszko — grubo się mylisz. Kobiéta dowcipna jak szatan, żywa jak sroczka, gadulska, obmównicka, szyderska, złośliwa.
— A pfe! ależ mi ją malujesz —
— Broń Boże, nie bierz tylko ze złéj strony — to są przymiotniki przesadzone, które tylko podkładam pod mój obraz, aby nieco przeświécały z pod spodu. Słodka przytém i grzeczna jak lukrecja, uprzedzająca.
— Dość — reszty zaraz się dowiém; nie psuj mi moich wrażeń.