Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie bardzo rade swemu posłuszeństwu dziecko. Natalja mało co widziała, stanu Stanisława, ona tak była zajęta sobą, swojém wystąpieniem, pokazaniem się, objawieniem, że reszty świata, ani mogła uważać. Dla niéj w téj chwili, było tylko tło na którém się malować miała ona, i — ona sama. Reszta ginęła w niedojrzaném oddaleniu.
Tymek ze swojémi zuchwałémi pochlebstwy które niby za proroctwa przedawał, zachwycił ją, podobał jéj się — zajął. Uśmiéchała mu się tak wdzięcznie, spoglądała nań tak wabiąco. Biédny Tymek, co prócz Karusi, nigdy nie spotkał kobiéty, któraby nań mile spójrzéć raczyła, był w niebiosach głową! A! tyle jest uroku w kobiécie pięknéj, młodéj, trochę exaltowanéj, a do tego ubranéj smakownie, wytwornie, bo ubior więcéj niż by kto sądził idealizuje kobiétę. Anioł w szarym łachmaniku, nie byłby aniołem, a szatan w axamitach, atłasach i koronkach, jednym szelestem bogatych sukni, połechtał