Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Postępuję — trzydzieści.
Już Graf wychodził.
— A co będzie, a co będzie? niespokojnie pytał brokanter.
— Bądź zdrów.
— Osiémdziesiąt, sześćdziesiąt, pięćdziesiąt, cztérdzieści pięć, bierz pan. Te ostatnie słowa wymówione były szybko, żyd chwycił amatora za połę i zatrzymał.
— Trzydzieści.
— Jasny panie, ja mam żonę i dzieci — nas kosztuje — ja tylko na początek.
— Trzydzieści.
— Na sumienie, nie mogę.
— To puszczaj że mnie.
Żyd z potu otarł czoło.
— Ostatnie słowo cztérdzieści.
Po długich targach stanęła na trzydziestu pięciu i Hrabia został panem pięciu przepysznie ochrzczonych ogromnych rozmiarów bazgranin, do których ramy, cztéry lub pięć