Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żyd dorozumiawszy się o co chodzi, splunął tylko ze wzgardą patrząc na malarza. Leonard w milczeniu głową i ramionami wzruszył, Hrabia chodził niekontent.
— Ale co ci do tego, kiedy ja chcę Strachosiu.
— A no — to weź Hrabia, pierwszych z brzegu kilka i kup; a nadewszystko niech ja nie wybiéram.
— Jak chcesz.
Hrabia się odwrócił — Strachota wyszedł niekontent.
— Słuchaj no żydzie, rzekł wskazując ogromną bazgraninę ochrzczoną Quentin Messis, a wyobrażającą kilku starców liczących piéniądze. Co za to?
— To oryginał! Quentin Messis.
— Mnie tém nie zaimponujesz!
— Jakto? tu jest podpis!
— O to mniéjsza — Co za to płótno.
— Płótno!! to oryginał!
— Co za niego?