Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiła, Tymek mój, będzie mi pociechą na starość, ón się dobije wysoko, ón pójdzie daleko — Ja kiedyś spokojna, szczęśliwa, będę poglądać w starości na niego i błogo sławić Boga. Tyle wycierpiałam! miałożby mi się to nienagrodzić? O! nie, Bóg dobry, to się nagrodzi! Tymek ma jeniusz, będzie wielkim człowiekiem, ja to przeczuwam!! Serce matki omylić się nie może!
Głaskany, pieszczony, całowany i pojony nadziejami, Tymek wyrosł pełen ufności w siebie i los, w gwiazdę swoją. W szkołach uczył się nie źle, bo miał pojęcie rozwinięte przez matkę, miał zdatności znakomite; ale nie miał wówczas jeszcze silnéj woli i lubił próżnować. Pieszczony, próżniak, roił wiele, a lenił się wziąść do czegokolwiek, odkładał na jutro, a na jutrze budował zamki na lodzie, których wielkością i wspaniałością, często smutne dzisiaj pocieszał. Na wychowanie ukochanego dziécięcia, matka poświęciła wszystko, przedała cząstkę we wsi, która