Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom I.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po chwili Angusta — Ceny zboża, urodzaje i handel? jak idą?
— Jak zawsze, nie najlepiéj.
— Nie najlepiéj! proszę! Zaraz państwu służyć będę, pójdę tylko rozdysponuję.
Wyszedł i pomruczawszy coś w korytarzu, powrócił, siadł przy Auguście; począł go klepać po kolanie i odezwał się znowu z czułością.
— Jakżem rad że widzę! prawdziwie cieszę się niezmiernie!
Uściskał Augusta i natychmiast odwracając się krzyknął na Wincentego.
— Hola! Wincenty! Herbata.
Wincenty wszedł w jednym rękawie, jak zawsze, bo drugiego jeszcze nie miał czasu nałożyć.
— A co herbata?
— Proszę no pana —
Poczęli coś szeptać.
— Jakto może być? zawołał Marszałek.
— Cóż to się stało? spytał August.