Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sakramentów, chory legł uspokojony i niemal uśmiechnięty...
Co chwila tylko kazał się dowiadywać o posłańca od Hetmana...
— Widzę go — mówił — widzę! jedzie... listy mi wiezie...
I ręce składał ku niebu je podnosząc... Niekiedy oczy zamykał i drzemał lekko, potem otwierał je i coś szeptał...
Tak — do późnéj godziny — nie chcąc usypiać, broniąc się niemal od snu oczekiwał ciągle, aż istotnie — zastukano do wrót, goniec przybył.
Ks. Olszowski wybiegł nieznacznie aby listy naprzód odczytać, nimby je mógł królowi ukazać... obawiał się złéj wiadomości, któraby znowu stan jego mogła pogorszyć.
Ale list Hetmana — własną jego pisany ręką — był pełen najpiękniejszych nadziei...
— Mogę czcią moją szlachecką i rycerską zaręczyć, że Turków pokonamy... Leżą w tak ciasnym obozie, że mi się wymknąć nie będą mogli. Wiem że Hetman Pac bitwy wydawać niebędzie życzył, ale ja muszę iść i muszę zwyciężyć i będą pomszczone klęski i traktaty — jako na niebie Bóg.. zwyciężymy...
Z tym listem rozradowany wszedł ks. biskup chełmiński, który już tem jasnowidzeniem jakie miewają chorzy — przeczuł posłańca i domagał się pisma..
Ze złożonemi rękami — podniósłszy się siedząc słuchał czytania... a z oczów mu łzy popłynęły... Wielka radość na wymęczonéj odmalowała się twarzy...
Podniósł oczy do góry — i rzekł.
Nume dimitte servum tuum, Domine.