Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znowu pod mury tego zamku, wróżbą dobrą i Hetman gorąco pragnął się potykać z turkami.
O siłach ich tak przesadzone prawiono dziwy, że im wiary dać nie było można.
— Gdyby w istocie — rzekł w końcu, szarańczy téj plugawéj tyle było co nam jéj zapowiadają, i tak ona jeszcze we mnie zbytniéj nie budzi obawy. Dla saméj żywności i przekarmienia koni, turcy jednym oddziałem skupionym ciągnąć nie mogą, rozdzielać się muszą. Nasza rzecz nie dać się im połączyć — a pojedyncze kupy rozbijać... co, przy łasce Bożéj, a języku, którego Lipkowie dostarczyć powinni — możliwem być sądzimy.
Zaczęto tedy i o Lipkach tych, tatarach z Litwy przesadzonych, którym nie zbyt dowierzano. Tak się wśród ożywionéj rozmowy skończyła wieczerza, a Sobieski i wszyscy goście pospieszyli króla pożegnać, o godzinę spytawszy, o któréj wojsko chciał oglądać.
Choć było co czynić, chcąc pułki wszystkie widzieć, choć pobieżnie, nie naznaczono zbyt rannéj pory aby Michałowi dać czas do spoczynku...
Ledwie się za ostatnim z gości drzwi zamknęły, gdy Kiełpsz ujrzał króla, który przy krześle stał, upadającego na nie. Oczy mu się zamknęły mimowolnie, przemogła niemoc i na zapytania nie odpowiadając, zadyszany zbyt długo przeciągniętem wysileniem, król pozostał nieruchomy, dysząc tylko ciężko...
Wzruszenie — rozmowa, potem nagle przyjęty pokarm, w którym miary nie znał, sprowadziły ten stan prostracij, z któréj Braun narzekając i utyskując starał się wyprowadzić ciągle aż do zbytku zadawanemi lekarstwami, nie bacząc że i one chorego nużyły...