Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tego dopełnić... Dziś mamy już siłę do odparcia gotującéj się napaści...
— Paca tylko co nie widać — dodał oczy spuszczając król, ciszéj, — radbym go wytłumaczyć! nie umiem. Posłałem iterum iterumque nagląc... spodziewam się skutku...
Pomilczał nieco Hetman.
— Nie może nas w chwili tak stanowczéj opuścić rzekł powoli. Mybyśmy w najgorszym razie obejść się może potrafili bez niego, ale on bez spełnienia powinności nie zdoła się obejść, boby srom uczynił sobie...
Podniósł król oczy na dobraną garstkę towarzyszów — pozdrowił ich, lice mu się uśmiechnęło i począł chwalić.
— Jutro dopiero — przerwał Sobieski, będę miał to szczęście W. królewskiéj Mości sprezentować wierne jego rycerstwo, które całe wystąpi i okaże się, dziś pora spocząć W. królewskiéj Mości, a my towarzyszyć jéj będziemy.
W przewidywaniu potrzeby był wierzchowiec dla Michała przygotowany, którego masztalerz za kolebką prowadził, król dosiąść go chciał, ale Braun się sprzeciwił.
— Dosyć będzie, jutro trudu — rzekł, a dziś.
— Dziś i potrzeby niema fatygi téj, dodał Sobieski... mrok nadchodzi, w obozie zabierają się do spoczynku.
Kilku słowy, jeszcze podziękowawszy Michał zwrócił się nazad ku swéj kolebce..., a Sobieski z Jabłonowskim mogli się przekonać z niepewnych i ociężałych ruchów jego, że na jutrzejszy występ nie wiele liczyć było można...