Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znowu często zbytnią wesołością i rubasznoscią szlachty raziły go i męczyły.
Wlokło się tak nieznośnie dla wszystkich to podróżowanie przeciągające się do zbytku...
Zbliżając się już ku Glinianom, Krajczyna w ostatku musiała zawrócić do Lwowa. Zapowiedziane to pożegnanie zasmuciło Michała, który ją przyjął czulej jeszcze i wdzięczniéj niż zwykle. Hela nie łudziła się wcale ani Braun się z tem przed nią ukrywał — król miał się coraz gorzéj. Podróż wycieńczyła go i znużyła. On sam jednak nie chciał się przyznać do tego. W progu izdebki którą dnia tego zajmował, przywitał pożyczanym uśmieszkiem, towarzyszkę lat młodych.
— Widzisz, rzekł — prostując się i podnosząc głowę, jestem coraz rzeźwiejszym i mam nadzieję że będę mógł obok Hetmana konno objechać wszystkie pułki, obejrzeć wojsko całe bez znużenia... Byle pan Bóg dał porę znośną...
Hela popatrzyła na niego smutnie.
— Ale na tem nie koniec — poczęła siadając u komina, przy którym król zziębnięty się ciągle ogrzewał — wojsko będzie wkrótce musiało wyciągnąć w pole, gdzie już ani stanowniczych, ani obmyślonych nie przygotowanych noclegów nie znajdziecie, w kraju, w którym często wody nawet do picia nie dostanie, gdzie o żywność będzie trudno... Po całych dniach na koniu, a choćby w powozie niewygodne noclegi, prywacje wszelkiego rodzaju — choremu — jak przetrwać przyjdzie? Drżę na myśl samą.
Michał usiłował się uśmiechnąć...
— Ja nie mam obawy — rzekł zmuszając się mówić przeciwko przekonaniu, właśnie może ten rodzaj życia