Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiadującym się że leżał chory. Do tego wszyscy byli nawykli...
Późnym wieczorem Prażmowski leżał pod szkarłatnym pawilonem, a u wezgłowia jego stary balwierz, do którego usług był nawykłym ucierał coś w małym moździerzyku kamiennym, z ukosa spoglądając na chorego..
Obraz tego starca, który walczył z niemocą i nadchodzącym sporem, każdego innego, nad tego sługę co od dawna oswojony był ze swym panem, i gorączkowym jego temperamentem, napełniłby niepokojem.. Stary i od kilkunastu lat przy osobie arcybiskupa zostający cyrulik zimnem okiem patrzył na rzucającego się po łożu, szarpiącego na sobie okrycie, mruczącego niewyraźnie coś, co można było raz wziąć za modlitwę, a wnet potem za przekleństwo. Gdy kołdry spadały, cyrulik stawił swój moździerzyk, poprawił je, siedział znowu na miejscu i obojętnie proszek zacierał w doniczce.
Prymas niekiedy wołał wody — naówczas dawał mu stróż przegotowaną jakąś i mętną dyzannę..
Na twarzy starca straszliwie wymęczonéj i boleścią wewnętrzną pokrzywionéj — cierpienie gorączka i stan ducha niespokojny razem się malował. Niekiedy poczynał się modlić i modlitwa zamierała na wargach, chwytał się za piersi, za boki i jęczał, potem kładł na poduszki, twarz osłaniając rękami, usiłując uspokoić i usnąć — lecz wysiłek ten trwał krótko, porywał się gwałtownie i głosem ochrypłym wołał znowu wody. Nie mówiąc słowa cyrulik podawał kubek poprawiał kołdrę, — i siadał — nie okazując najmniejszego wzruszenia..