Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pliwości... Ja długo żyć nie będę — czuję i niechęć i niemoc do życia...
Mniéj należy obwiniać słabą kobietę — ale ten — ten...
Nie dokończył król i otarł czoło zimnym okryte petem.
— Tak, — rzekł nawpół do siebie — wypić trzeba ten kielich upokorzeń aż do dna. Prymasowi nie przebaczę nigdy...
— Słyszę, — przerwał ks. Olszowski, — że starzec nie wstaje już z łóżka, a stary doktór Braun, którego też do niego wzywano, mówił mi, iż życie w nim wyczerpały namiętności.
Michał milczał obojętny, a cały w sobie.
— Rozmówię się z królową — dodał po długiem milczeniu, — wy — nie — wiem... chcielibyście pojechać do Cesarza, aby mu wymówić jego wspólnictwo?...
— Cesarz nie przyzna się do niego — odparł Olszowki, a my piśmiennych dowodów nie mamy...
— Nic więc czynić nie myślicie?... — zapytał król.
— Musimy to rozważyć — odpowiedział Olszowski.
Michał się zadumał, w ręku pochwycony papier gniotąc bezmyślnie.
— Dziękuję wam — odezwał się głosem już ostygającym po pierwszym wybuchu. Zostawcie mi dzień dzisiejszy...
Przez litość biskup Chełmiński, już dłużej o tym przedmiocie nie mówiąc, przedłożył królowi bieżące sprawy, a Michał mechanicznie ujął pióro i z kolei podawane mu papiery podpisywać zaczął, myślą będąc gdzieindziéj...