Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/062

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zrana Kiełpsz doniósł królowi że sekretarz królowéj został wysłanym do Wiednia.
— N. panie — odezwał się — królowa bez włocha tego obejść nigdy nie mogła... Zaszła więc jakaś okoliczność nie pospolitéj wagi, kiedy się go, choćby na krótki czas pozbyć była zmuszoną.
Widziałem Toltiniego na samem wyjezdnem. Zapomniał widać o tem, iż sam mi mówił, że rodziny wcale niema, skłamał bowiem przedemną, że uprosił sobie dni kilka stęskniwszy za familją. Wszystko to razem dowodzi, że coś się knuje...
— A cóż gorszego się jeszcze knuć może? — przerwał król obojętnie.
— Niewiem — odezwał się Kiełpsz — ale i to znak nie dobry, że Toltini wczoraj był nocą u Prymasa...
Spojrzał Michał na mówiącego i poruszył ramionami...
— Cóż oni uczynić mogą? — rzekł zimno... Wyczerpali już wszelkie środki...
— Jednakże... potrzebaby... coś począć? — odezwał się nie śmiało dworzanin...
Zmarszczył się na to król i potrząsnął głową...
— Słyszałeś kiedy bójkę o bazyliszku? — zapytał.
Krajczy stanął zmięszany — po ustach króla smutny uśmiech przebiegł...
— Tak jest — dodał, o bazyliszku!... Mówią o nim że sam się ukąszeniem i własnym jadem zabija... Ja sądzę, że źli ludzie tak własną złością nakoniec giną.
Niech czynią co chcą.
Kiełpsz nic już więcéj mówić nie śmiał, ani się przyznać do tego co na własną rękę — począł.
Przekonanym był iż Toltini z ważnemi papierami