Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gości swych zwykyłch odprawił wcześnie — czekał na kogoś...
Późno już bardzo godziną, bocznemi drzwiczkami, wpuszczono po cichu Toltiniego, który w pół zgięty, pokorny, uśmiechający się pospieszył do ucałowania ręki starca, nadzwyczaj też łaskawie i serdecznie przyjmującego gościa tego...
Na próżno sekretarz Eleonory wymawiał się od tego honoru, Prażmowski posadził go też, obok siebie...
— Jestem jeszcze cały przejęty — odezwał się po cichu — wrażeniem jakie na mnie uczyniła królowa... najszczęśliwsza istota pod słońcem. Córka Cezarów! żona, tego niedołężnego i przewrotnego książątka! Co za los! ubolewania godzien...
— Tak — potakiwał z wielkiem przejęciem Toltini — męczennicą jest... żywot to do niezniesienia.
Spojrzeli sobie w oczy dwaj spiskujący i Prymas długo na ucho szeptać coś począł sekretarzowi Eleonory. Zdawał się obawiać szmeru nawet tego cichego mruczenia — tak coś strasznego zwierzał włochowi. Nawzajem włoch więcéj wyrazistemi rąk ruchami niż słowy mu odpowiadał. Pomimo takiego zabezpieczenia się od posłuchów i zdrady. Prymas rzucał oczyma do koła... i dopiero po namyśle... drżącą ręką dobył z za sukni przygotowany list, wcisnął go Toltiniemu i niedając mu ani na chwilę trzymać na oczach, zmusił do schowania w boczną kieszeń... Znowu szepty się rozpoczęły... twarz Prymasa na przemiany wyrażała to radość, to niepokój. Toltini też nie bardzo się okazywał spokojnym, i wkrótce mieszkanie Prażmowskiego opuścił.