Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom II.djvu/057

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bądź co bądź wspólne niebezpieczeństwo jedna i zbliża.
Boleśnie uśmiechnął się król Michał.
— Niewiem co myśli Hetman, rzekł, ten może lepiéj jest uwiadomionym, ale Prymas i jego partja szerzą pogłoski że wojna jest zmyśleniem, urojeniem, że niebezpieczeństwo nie istnieje, że ja chcę szlachtę zniszczyć wyciągając ją z domów.
Poruszył ramionami.
— Ale się to utrzymać nie może! przerwał Olszowski.
— Szerzy się to przekonanie umyślnie rozsiewane przed sejmem — odezwał się król, wierzcie mi. Łatwo jest wpoić to człowiekowi czego on sobie życzy. Szlachta ma wstręt do pospolitego ruszenia, do wojny — zleniwiała. Prymas bije w to co jéj miłe... Sejm się zbierze i zostanie zerwanym, napróżno.
Westchnął.
— Ja lepszego się spodziewam — odparł Olszowski.
Unikając dalszéj rozmowy o tem, Podkanclerzy rozłożył papiery i począł o tych nieszczęsnych wakansach, które stanowiły zawsze najdrażliwszy z przedmiotów.
Nieprzyjaciele króla, zuchwale się domagali nadań starostw, urzędów — Michał w nadziei przejednania gotów był do ustępstw zawsze — Olszowski się im przeciwił.
I teraz spór się wszczął pomiędzy niemi.
Biskup miał słuszność — dowodził on że lepiéj było obdarzać przyjaciół i tych, których pozyskać się spodziewano, niż nadaremnie probować przejednania. Nazajutrz po przypieczętowaniu przywilejów, ci co je