Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sobieskiego — znam dawno i zbliska — dodała — miałam z nim, niestety, pieniężne sprawy, — jest bardzo źle z ks. Dymitrem... ale ja sądzę, że szlachetny w głębi duszy, nie dopuści się on przeciwko nam.
Kanclerz się uśmiechał.
— O Sobieskim mówiąc — rzekł — trzeba mieć też na myśli hetmanowę, która nim rządzi — a téj ja się obawiam. Zresztą wierzę w to, iż miłość ku rzeczpospolitéj — nigdy mu się przeciw królowi zadaleko posunąć nie da, zwłaszcza w tych strasznych czasach, gdy nam bunt i wojna z Turkami zagraża... Nie tu więc najniebezpieczniejszego antagonisty szukać potrzeba — ale — w Prymasie.
Kanclerz się skrzywił.
— Nie waham się przewidywać — mówił daléj — że tego nawet zupełnem poddaniem mu się — trudno będzie... rozbroić. Nie może on przebaczyć tego, iż został zwyciężony i w oczach obcych monarchów upokorzony.. Około Prymasa będzie zawsze skupiać się obóz nieprzyjacielski.
Bądź co bądź — staniemy i my do walki — bez obawy... Niech tylko król zaufa nam i idzie za radami naszemi.
Ks. Gryzelda zapewniła również o wdzięczności swéj, jak o powolności syna kanclerza.
— Nie ma doświadczenia Michał — rzekła — ale dalekim też jest od zbytniéj w siebie wiary. Możecie być pewni, że da pokierować sobą.
Pac dotknął zaraz drażliwéj materji, tego o co się naówczas wszystko rozbijało — rozdawnictwa wakansów...
— Dzisiaj — rzekł — największą siłą jaką król ma