Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiecki! — zawrzało dokoła z gwałtownością nadzwyczajną...
Napróżno by się był kto chciał przeciwić... Zapał rosnął z taką niesłychaną szybkością i potęgą, że ani było podobna temu prądowi się opierać... Jak ogień w posuchę rozległo się na całem polu:
— Vivat Michał!
Szlachta podrzucała czapki, szable podnosiła w górę, gardłowała jak upojona, jak oszalała... Wołanie stało się krzykiem i ryczeniem zwycięzkiem.
Pierwszy odgłos z pola wpadający do szopy — przeszedł niezrozumiany. Tu tak nikt w świecie nie mógł się ubogiego, nic nie znaczącego, bez stosunków i przyjaciół książęcia spodziewać, że uszom nie uwierzono. Z ustami otwartemi, z oczyma podniesionemi Prymas stał — jak osłupiały... W koło się oglądał pytając wzrokiem.
W tem z wrzawy téj nagłéj dobitnie, jasno, głośno wypłynęło:
— Piast! książe Michał Wiśniowiecki!
Prażmowski, który się był podniósł nieco nasłuchując padł na krzesło bezsilny — z oczyma obłąkanemi...
Gniew, rozpacz, przestrach wypiętnowały się z kolei na twarzy starca. W téj chwili stanowczéj, nieprzygotowany, — nie mógł być panem siebie — zdradził się — lecz zwolna to co go otaczało — nakazywało choć pozorną rezygnację...
Rzucił wzrokiem w koło.
Oburzenie jego podzielali marszałek sejmowy, który podniósł się pierwszy, jakby chciał miejsce swe opuścić — Sobieski, już zabierający się do wyjścia, i znaczna liczba senatorów... Cała ta opozycja, która