Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/097

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

być miało... A że niecierpliwość rosła coraz i objawiała się codzień gwałtowniéj — postanowiono wreszcie, że posłów od kandydatów do korony przyjmować miano, co zapowiadało już zbliżającą się elekcję. Dla wszystkich była ta chwila stanowcza, bo i na wystąpienie posłów rachowali partyzanci, gdyż z wspaniałości ambasady wnoszono o zamożności panów, co je wysyłali. A nie łatwą rzeczą było wystąpić tak, aby ludziom zaimponować tam, gdzie naprzykład hetman Sobieski z królewskim niemal przepychem się pokazywał codzień, z końmi, kolaskami, usarją, kopijnikami, kozakami, z których kapało złoto.
Obok hetmana, Radziwiłłowie też z niemniejszą ostentacją przyjeżdżali, a Lubomirscy, Pacowie, nawet Morsztyn nie dawali się im zatrzeć.
Jedni przepychem, drudzy smakiem, ci końmi, tamci rzędami i uzbrojeniem celowali, tak że było codzień na co patrzeć.
W szopie czasem wrzało i huczało, a gdy się tu poczęło, do koła też szlachta brała udział we wrzawie. Dopiero pod wieczór kończyły się narady i znowu począwszy od kolaski Prymasa ciągnęło to wszystko mimo domu kanclerzynéj do miasta.
Tu mało kto nie był zmuszony stanąć, bo piękne panie niedawały się pominąć, nie zasiągnąwszy wiadomości u źródła. Często bardzo przed tym domem kanclerzynéj powozów, koni i ludzi było tyle, że drogę zapierali. Rozlegały się wesołe śmiechy, szumiały rozmowy, rzucano spragnionym z okna pomarańcze. Pacowa kazała roznosić po gościńcu wino i napoje, jakich kto zażądał.
Wcale się nie troskano o to, że oprócz osób nale-