Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Król Piast tom I.djvu/012

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    nie jak złe popędy, — lecz walka ma to do siebie że odsłania strony ciemne, że wydobywa zło na wierzch.
    U góry stanęły — prywatne przekupstwo, nepotyzm, frymarki, przedajność bezwzględna — u dołu bezrząd i rozpasanie a buta i warcholstwo nie powściągnięte.
    Szlachta niechętnie szła na pospolite ruszenie, w sejmie posłowie parli się stać na równi z Senatorami, związki wojskowe i rozkosze wrzały ciągle, — panowie płacili za urzędy, rozbijali się o starostwa i lekceważyli losy kraju, — królowie stali się w końcu płatnikami tylko.
    Ani z jednéj ani z drugiéj strony nie tajono tego co jakby już zwyczajem uświęcone, przechodziło z pokolenia na pokolenie. Szlachta wiedziała co kto za dostojność i za starostwo zapłacił, panowie na wskroś przenikali wichrzycieli i Katylinów.
    Lecz u dołu, ten tłum niesforny, rozgorzały, bezrozumny — miał za sobą że wrzał, burzył się, krzyczał i rozkoszował w imie jakiejś zasady, w obronie jakiejś swobody — że się poświęcał dla ogółu, gdy u góry — stała naga i bezwzględna prywata.
    Nie ważyła ona sobie wrzasku i obelg jakiemi ją obrzucano — szła cynicznie swoją drogą, — ale upadała moralnie, — tym bezwstydem.
    Tłum miał wyższość nad nią — bo on szedł często pieszo i stał o suchym chlebie w obronie praw, gdy panowie lekceważąc je bankietowali. — Panowanie Jana Kaźmirza było momentem krytycznym, — w obu obozach wzmogło się rozprzężenie, szlachta podniosła głowę, obliczyła się, mruczała, czuła się silną.
    Lecz jak wszystkie zbiorowiska ludzi ulegała ona