Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nikosz gdy jechał ze swoim dworem, z najpierwszemi ziemiany mógł się równać szatami, wierzchowcami i zbroją, tylko w oczy im nie trzeba było zaglądać, bo jak on sam tak jego towarzysze, na łbach mieli napisano z czego urośli i czem byli.
Starał się o to pilno Szary, aby Nikosza do pułku wezwano i na służbę rycerską, boby przynajmniej czasu tego gdy go doma nie bywało, spokojniejszym mógł być. Lecz Bąk, który do zwady i napaści bardzo był skory na wojnę się nie spieszył. Miał sposoby różne wymówienia się od niej.
Gdy się zrazu w okolicy ukazał, a wiedziano o nim od Leliwów, kto był i dawne jego sprawki też na wierzch powychodziły — stronili ludzie od zbója, nikt z nim na zjazdach na jednej ławie siąść nie chciał, ani pić i jeść u jednego stołu.
Ale to nie trwało. Zaczął rosnąć w pierze, potem co lżejszych ujmować sobie kubkiem, datkiem, końmi, bo to co mu łatwo przychodziło, tem lekko szafował, i powoli nawracali się już doń niektórzy. Puszczano mimo uszów co broił, a garnęli się do wesołego i chętnego człeka. Ośmielił się zrazu jeden pojechać do Bąka w gościnę na Wilczą górę, a jął potem zachwalać jak go tam przyjęto i obdarzono — pociągnęli probować drudzy.