Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie nawykłem bać, — zawołał Florjan i konia naparł aby jechać, a Nikosz mu drogę zaskoczył.
— Rozmyślcie się — dodał — jam życie stawić gotów, a dziewki sobie wydrzeć nie dam.
Florjan nie odpowiadając na to, spojrzał nań tylko ostro, usta zacisnął i zawołał nakazująco.
— Z drogi!!
Niewiedzieć jak się to stało, że groźny ów pachoł, choć zbielał i zatrząsł się, ustąpił z koniem, a Szary nie patrząc już nań jechał dalej do przewozu.
Przybywszy do Surdęgi zaraz ojcu wszystko jak było opowiedział; na to najbardziej nastając iż służka ów śmiał utrzymywać jakoby z dziewczyną był w porozumieniu.
Szary temu wierzyć nie chciał, a Florjan też, który jej w oczy tego dnia patrzał i w rozmowie z nią mógł ją lepiej poznać, nie posądzał o udawanie i kłamstwo, bo mu się sprzyjać zdawała jawnie.
Nazajutrz stary Dalibor sam spieszył do Lelowa z tą sprawą, bo mu żal było tej żony dla syna upatrzonej.
Czatował widać już Nikosz na drodze przeczuwając coś, bo gdy Szary przybył a wytoczyło się wszystko przed ojca, i Domnę powołano, która z płaczem opowiadała, piastunkę na świadectwo wzywając, jak zuchwałym był ten sługa niepoczciwy — wnet po niego ludzi po-