Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Jelita t.I.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słano, aby się stawił — ale już nigdzie go ani we dworze, ani w okolicy nie było ani śladu, — koń tylko najlepszy ze stajni i rząd nań i siodło znikło.
Myśleli więc wszyscy że na tem się skończy szataństwo tego przybłędy, który za przytułek tak się Leliwie chciał wywdzięczyć. Uspokoili się — a dwór który donosiciela nie cierpiał, rad był że się go pozbywał.
Nastąpiły więc zrękowiny uroczyste, czas ślubu i wesela został wyznaczony jakoś w porze jesiennej, do których przybory czyniono wielkie, bo córka była jedynaczka, ród liczny, zjazd musiał być wielki, a wesele mniej dni dziesięciu trwać nie mogło w owe czasy.
Szary też na Surdędze gotować się musiał na przyjęcie państwa młodych i wszystkich gości. O głupim Nikoszu zapomniano zupełnie i wyśmiewano się zeń. Jeden tylko stary Leliwa, któremu on służył pilno, czasem narzekał że mu go brakło.
Jednej nocy letniej, gdy we dworze spoczywało wszystko, a z młodym Leliwą co rycersko służył, i właśnie tego wieczora niespodzianie do ojca przybył w odwiedziny, kilku czeladzi zbrojnej razem zajechało, — nagle krzyk się stał i wołanie o pomoc od niewieścich izb...
Kilkunastu rabusiów wdzierało się do dworu. Nim jednak zdołali okiennice powyłamywać