Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Dwie królowe Tom II.djvu/072

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przybysz — a może wysłańcem rzeczypospolitej... to mi obojętne!
Dudyczowi rozmowa z Bianką nie powiodła się bardzo. Tymczasem dwaj Włosi przeszli ku dalszemu kątkowi izby, Petrekowi straż nad kobietami pozostawiwszy.
Nieznajomy, który chciał uchodzić za kupca, teraz sam pierwszy począł żywo, natrętnie, natarczywie badać Montiego, który posłusznie i z pewną odpowiadał mu uniżonością.
— Widzieliście starą królowę?
— Codziennie śpiewam u niej — rzekł Monti. — Nie szczędzi mi oklasków, ale podarków nie szczodra! Winien temu zapewne zły humor, jaki ją uciska.
Kupiec błysnął oczyma.
— Przegrała sprawę — szepnął, uśmiechając się.
— Wątpię, by ją miała za straconą. Ona tu pani — mówił Monti.
— Kto są te dwie Signoriny? — zapytał nieznajomy wskazując na Dżemmę, która odsłoniwszy czarny kwef, w całym blasku piękności swej się ukazała.
Monti pochylił mu się do ucha.
— Bellissima jest kochanką młodego króla teraźniejszą, a druga przeszłą!
Mówiąc to uśmiechał się.
Kupiec marszczył czoło, a oczy ciekawe zdały