Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła świata. Nie znak krzyża, który na piersi kładli, ale uczynki ich wydawały przed pogany.
Wśród spalonego Rzymu, w domu Pudensa, którego wewnętrzne podwórce z otaczającemi je budowami ocalało, choć przyległe Thermy w gruzy upadły — wieczorem, w kilka dni po ogniu wielkim, chrześcijanie ściągnęli się obyczajem swym na modlitwę. Klęski dni ostatnich, groźba prześladowania, widok cierpienia ludzi jeszcze ją gorętszą czyniły.
Piotr podniósł ręce, błagając Syna Bożego za świat cały, a wszyscy płakać poczęli widząc łzy na oczach jego. Wtém zapukano do drzwi i Syryjska wyzwolenica wbiegła cała wylękła i blada z załamanemi rękami....
— Cezar — zawołała głosem przerywanym — rozesłał żołnierstwo po mieście; pretoryanie z liktorami plądrują wszędzie, szukając chrześcijan, biorą ch[1], ścigają, pędzą, więżą... i gnają ku ogrodom i pałacom Cezara... Uciekajmy! uciekajmy!
Na piérwszy odgłos lud się ścisnął w gromadę i parł, jakby chciał ku drzwiom uderzyć, blade twarze i wyciągnione ręce zwrócił ku Piotrowi, który nań patrzał poważny i niewzruszony.

— Stójcie bracia! — zawołał po chwili — bez woli Bożéj włos nie spadnie z głowy... Probuje nas Pan, chce ofiary i krwi... bez któréj świat nie może być zbawion, bo wszakże i on sam krew swą świętą za nas przelał?.... Ale przetoż uciekać?

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – ich.