wyrazem niewolniczym, rozżarzała się i mieniła. Macron milczał, nareszcie oba usunęli się powoli w głąb domostwa...
Charicles odprowadzał starca, aż do Caprei a po drodze filozofowali po grecku. Wprędce jednak postrzegł mądry lekarz, że stary Judejczyk nie samą filozofiją i nauką helleńską był tuczony, łatwo mu było dobadać się w nim żywiołu obcego, który zmarłéj w sofizmatach, martwéj litery greckiéj mądrości nie ogrzewał.
Grek, który w swoją tylko wierzył mądrość, uczuł jakąś wzgardę dla barbarzyńca, co na równi z filozofiją jego kładł marzenia nieuznane, wątpliwego pochodzenia — nie mogąc go przekonać i upokorzyć, ustąpił z szyderstwem i wzgardą.
— Ci ludzie — rzekł odchodząc — chorują jeszcze na te zęby mleczne, które my już do dziąseł zjedliśmy, wierzą prorokom, odnoszą wszystko do Bogów... Myśmy już wyżéj tych babskich bajek i przywidzeń!
A jednak Grek po raz piérwszy od dawna uczuł się niespokojnym i nie rad z siebie.
Helios wrócił modlić się do pustego domku na górze w miasteczku i długo siedział na tarasie swoim, wieczorem patrząc ztąd na szerokie morze, na dziwnéj piękności obraz otaczający go w którym czuł się jakby bliżéj swojego Boga, tysiącem głosów przemawiającego do jego duszy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/213
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.