Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Biały Książę tom II.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zwolna płochliwsi zbiegać zaczęli... szeregi się przerzedzały...
Od Sikory wreście przyjechał goniec oznajmujący, że zamek tak był już opasany — iż od dni dziesięciu żywności brakło i głód do poddania się zmuszał.
Biały łajał i klął tylko... odpędził posłańca — krzycząc, że się bez Włocławka obejdzie, jeżeli go niepoczciwi zdradzą słudzy...
We dwa dni potem, Sikora sam przybiegł... bo zamek mieszczanie i załoga do poddania się zmusili — a on z murów się spuściwszy gardło ratując — uszedł.
Gdy się ukazał nie śmiano go prowadzić do księcia, nie wiedziano jak mu o tem oznajmić. Gniewosz stary nie chciał brać tego na siebie, aby być zwiastunem klęski. Lasota odmawiał pośrednictwa. Przed dworem stał z głową spuszczoną, z rękami w kieszeniach Buśko. Ponieważ czas naglił, a wiedziano iż staremu śpiewakowi wiele było wolno, napędzono go, aby on szedł Białemu o przybyciu Sikory oznajmić.
Zrazu słuchać nie chciał, opędzając się tem, że, jak mówił — jemu do tego nic! zawrócił się jednak pomyślawszy i poczłapał do izby księcia.
Ten leżał na pościeli wyciągnięty, z rękami pod głowę podwiniętemi, i oczyma w pułap wlepionemi. Ponieważ po chodzie poznawał Buśka wzroku nań nawet nie zwrócił posłyszawszy kroki.