Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziawszy się o potwarzy tej, krzyknął, węgierskiem przekleństwem popierając swe słowa, iż mu podczaszy nie ujdzie, że go infamem i banitą uczyni, a waży się z głową ukazać, to mu ją natychmiast ściąć każe.
Przed 1 listopada posłał raz jeszcze marszałek do brata, aby przybywał, ale z Pruskiego sprawą się nie popisywał, bo ona więcej złego niż korzyści przyniesie.
Stawił się na sejmik podczaszy... Na pierwszym kroku spytał go brat.
— A Pruski?
— Mam go z sobą — odparł podczaszy.
— Aleć go produkować nie myślisz?
— Czemu nie? Na sejmik go nie poprowadzę, ale kto widzieć i posłuchać zechce, owszem proszę aby mu dał ucha... Mnie przecie o truciznę na króla obwiniono, a jabym miał nieprzyjaciela oszczędzać.
— Któż da wiarę lada opojowi?
— Trzeźwym jest i będzie, zobaczycie... a przysięgą gotów stwierdzić co mówi. Pan Bóg mi życie ratował, iż na niego, nie na innego popadł Dzierżek.
Zjechało szlachty wiele do Proszowic, aby Krzysztofa słuchać, bo już o nim wiedziano, że się tu okaże i mówić będzie. Wystąpił z mową gwałtowniejszą przeciw Zamojskiemu, niż wszystkie co je poprzedziły.