Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szym daleko był marszałek, strzegąc się, aby na siebie nawet podejrzenia nie ściągnąć, nie oburzał się na to co Krzysztof czynił, lecz obawiał się nieostrożności i fałszywego kroku. Pchnąłby on podczaszego, gdyby w tem niebezpieczeństwa nie widział dla siebie, tak samo jak niegdyś Krzychnik popychał Samuela, nim się posługując. Przebieglejszym był podczaszy, ale dla niego wszelkie środki bez wyboru dobre były, a awanturnicze usposobienie, pokrewne Samuelowemu, często go zadaleko prowadziło.
Nie bez przyczyny więc, znając go krzywił się marszałek, słuchając opowiadania o Pruskim i o truciźnie. Wydała mu się ona niezgrabnie zmyślona na odwet za tę truciznę, o której wzmianka była w listach Krzychnika.
Dlatego posłał na miejsce badać co zacz był ten Pruski i jakim sposobem podczaszy mógł do niego przyjść. Z relacyi zaś przywiezionej tyle tylko wyrozumiał, że Pruski dużo piwa pił, a napiwszy się niedorzeczy prawił.
Uląkł się, aby z takim świadkiem i gadką nie przyjechał na sejmik do Proszowic podczaszy i list napisał odradzający, w którym mu to czuć dawał, że się rzecz bardzo podejrzaną wydaje...
Rozgniewało to do najwyższego stopnia Krzysztofa. Odpisywać nie śmiał, bo się już na listach i na cyfrach sparzył, ale powiedzieć nakazał