Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkiego imienia, związków i znaczenia względów żadnych się mieć nie będzie.
— Prawo nie zna ludzi, pisał król, tylko uczynki... Ja też osobiście nie widzę żadnego powodu, dla któregobym folgować miał, a tysiąc pobudek, bym nieubłaganie ścigał wykroczenia.
Listy te Batorego dawał kanclerz czytać sekretarzowi, nie dodając do nich ani słowa. One tłumaczyły najlepiej jego zachowanie się.
Bech przyniósł właśnie cały zwitek papierów, które Zamojskiemu miał ukazać. Szło o to, czy warte były niektóre, aby przeciwko nim z kontr-skryptami wystąpić. Kanclerz tej polemiki bezimiennej był nieprzyjacielem, choć obyczaj kraju czynił ją prawie nieuniknioną.
Wiedziano powszechnie, co i Zamojskiemu nie było tajnem, że nocy ostatniej Samuel kazawszy sobie Mroczkowi podać papieru, pisał długo i dużo zostawił zapełnionych arkuszy. Co na nich stało, nie wiedział nikt oprócz Mroczka i tych, którym papiery oddał, ale vox publica chciała, ażeby wiersze i żale na nich zostawił, których odpisy się natychmiast ukazały.
Przyniósł tedy Bech ów wiersz i podał go Zamojskiemu uśmiechając się. Kanclerz w milczeniu czytać począł, ruszył ramionami i odsuwając papier, rzekł.
— Nie Samuelem to pachnie, i nie wiem ktoby się na to dał wziąć, ale ludzie łatwowierni są,