Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starali rozrzucanemi pismami, które z rąk do rąk przechodziły.
Kanclerz też z założonemi siedzieć nie mógł, choć te szarmycle przedsejmowe nie po myśli mu były.
W kilka dni po wyprowadzeniu zwłok do Spytków, siedział wieczorem Zamojski z Heidensteinem i Bechem za stołem, na którym papiery były rozrzucone i słuchał z zimną krwią opowiadań o pogrzebie, na który patrzeć nie mógł.
Tegoż dnia goniec mu przyniósł od króla listy panów Zborowskich, Jana kasztelana gnieźnieńskiego i marszałka Andrzeja... i inne akta sprawy się tej tyczące. W liście swym do Zamojskiego król nastawał na to, aby im rozdrażnienie w kraju większem się okazywało, mniej mu się poddawać i folgować.
Zamojskiby był chętnie wiele oznak niechęci puścił mimo uszu, nie podnosząc ich, nie walcząc z niemi, na wiele skryptów nie odpowiadając, co było najlepszym sposobem odprawienia ich pogardą; król zaś przeciwnie nastawał, aby nic bezkarnie nie uchodziło, bo czuł się silnym. Nie o Zborowskich mu szło, chociaż ich też nienawidził jako osobistych wrogów, ale o całą szlachtę, której oni butę, nieokiełznaną swawolę i zuchwalstwo wcielili w siebie.
Pożyć ich, było to zapowiedzieć innym, że dla