Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tegoż dnia Serny, którego poznali ludzie Zborowskich, że ten był co przy nieboszczyku siadywał, i dosyć się z nim grubiańsko, po chłopsku obchodził, ścigany i pobity, ledwie do bramy zamkowej z życiem się schronił.
Spotykało to i innych. Miasto całe pomstą wrzało... W początkach słudzy kanclerscy nie chcąc okazać, ażeby ich to alarmowało, umyślnie tem zuchwalej sobie poczynali i strasząc ludzi Zborowskich, naciskając się na domy i szablami pobrzękując, ale się zawsze potem cofać musieli, bo mieszczanie w pomoc przychodzili Samuelowym.
Na zamku Urowiecki z rozkazu snać kanclerza właśnie na przekór kazał szczególną okazywać wesołość i tryumfy wyprawiał. Na trąbach grano ustawicznie, w bębny bito, żołnierstwo na blankach stojąc pokrzykiwało i pieśni śpiewało. A tem co mieli onieśmielić, to do ostatka zniechęcili i rozdrażnili lud.
Na ulicach wszczynały się co krok zwady. Szła gromadka kanclerskich ludzi, a napotkała którego ze Zborowszczyków, zabiegali mu drogę urąganiem, wywoływaniem, ukazując na gardła, śmiejąc się, naciskając.
Tąż samą monetą potem Zborowszczycy i szlachta i mieszczanie, czeladź nawet rzemieślnicza płacili kanclerzowskiej służbie.