Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VI.


Sądził Mroczek, że póki do rana się doczekają, spocząć będzie mógł trochę, bo już kilka nocy mało co oczy spluszczył, nie usypiając, wtem Zborowski się zwrócił do niego:
— Ach! miły Mroczku mój! widzę, że ci się spać chce, ale uczyń to dla mnie, proszę cię, nie śpij, nie opuszczaj mnie. Tyś mi teraz księdzem, ty świadkiem i przed Bogiem i tu na tej ziemi do wszystkiego, co czynić mam, a ja wierzę, iż będziesz pomniał na Boga i na prawdę a na sumienie swe.
Mroczek też nie mógł mu odmówić ostatnich posług.
Wtem prosić zaczął o papier, kałamarz i pióro, które mu przyniesiono. Siadł zaraz za stół i pisał, przerywając sobie tylko westchnieniami, a niekiedy o czoło się uderzając. Więc pisał tak