Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łom, były umieszczone wysoko, a jemu się do nich zbliżyć czuwający stróżowie nie dawali.
Anusia więc rzuciwszy kilka pytań, czasem popartych datkiem, jeżeli się co dowiedziała, było to tak nieznaczącem, iż wnosić nic nie dozwalało. Wiedziała tylko napewno, że żył jeszcze.
Obok tej troskliwości o ojca, dziewczę miało drugą dojmującą mu troskę. Poprzysiągło zemstę Wojtaszkowi, dojść, gdzie się on znajdował, obmyśleć środki pomszczenia się, było dla niej obowiązkiem.
— Ojciec zginie przez niego — mówiła rozogniona — ten zdrajca podły musi życiem przypłacić! Nie zwierzała się z tem nikomu, ale stara ochmistrzyni, strzegąca tylko bezpieczeństwa jej, nie widziała jak uparcie szła ciągle do celu.
Rozpatrywania się jej szły na karb sprawy ojca, chociaż badała dworaków o Wojtaszka... i pytania jej natrętne nie pozostały bez skutku. Wiedziała już, iż Wojtaszek był przy dworskiej muzyce zawsze, i nigdy się prawie z zamku nie oddalał, że mieszkał też i noc spędzał na zamku z innymi, a na lutni mało kiedy się popisywał, bo nie było go tu słuchać komu.
Parę razy niepoznana widziała go przemykającego się przez podwórza. Jeden ze sług, przed którym bardzo śpiew Wojtaszkowy chwaliła, powiedział jej, że onby mógł z nim chodzić na