Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/075

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wało się niedostatecznem... oskarżała stryjów, gniewała się na rodzinę.
Chciała jechać od dworu do dworu po krewnych i zmuszać ich do wystąpienia.
Prawo! Anusia nie wiedziała o żadnem prawie na świecie, któreby ojcu jej życie odjąć dozwalało! Słowem jednem szał to był dziecka, ale tak gwałtowny, że go nic pohamować nie mogło.
Nazajutrz Włodkowa, zaledwie powstawszy, pobiegła do Anusi.
W łóżku już jej nie było, nie było we dworze; kazała powiedzieć, że do kanclerza jedzie.
— Oczy mu wydrę! — wołała siadając do kolebki z ochmistrzynią.
Włodkowa chciała się naprzód puścić w pogoń za nią, ale goście ją najechali, a wreście Anusi powstrzymać żadna ludzka siła już nie zdołała...
Późno wieczorem zatoczyła się powracająca z Krakowa kolebka. Anna wysiadła z niej blada i zapłakana.
Kanclerz przyjąć jej nie chciał, odprawiono od progu! Do królowej dostąpić nie mogła.
Podli ludzie uciekali od niej i nikt a nikt nie chciał być pomocą. Zabijałaby, gdyby mogła. Łzy toczyły się po twarzyczce... nie wiedziała już, co miała począć.