Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oblegający dom, czy dla postrachu, lub mając kogo na celu, poczęli dawać ognia, tumult się już wziął wielki.
Włodkowa, która spała na górze, narzuciwszy ledwie chustę na siebie, zbiegła do swych sług na dół, gdzie wszystek jej fraucymer się znajdował i tu znalazła Stadnickiego, który za piec się wcisnął. Ten opowiadał jej, że skoczył był zaraz do izby, w której Samuel spał i szukał go wszędzie, ale już nie znalazł.
— Uszedł, da-li Bóg! za co jemu chwała — dodał Stadnicki.
Złożyła ręce Włodkowa modląc się.
— Boże miłosierny! co się to dzieje!
Zmiarkowała dobrze, co to znaczyło, ale pewni byli, że umknął.
W tym momencie Żółkiewski tylnemi drzwiami, które wyrąbać kazał, skoczył ze swoimi ludźmi i wpadł między wystraszone białogłowy i małe dziewczęta.
Zarazem drugiemi drzwiami, także wyrąbanemi, wtargnął Urowiecki, a za nim Mroczek z wrzaskiem i strzelaniem a hukiem. Oprócz oddziału, który prowadził Urowiecki, Mroczek i przy którym był Żółkiewski, już na drodze na ochotnika, gwałtem prawie przyłączył się do nich Drohojowski z kupką przemyślan. Ci teraz z Sernym, pozostawszy w podwórzu, dla postrachu do dworu ustawicznie strzelali.